Powrót do Szczecina

18 listopada na zawsze zostanie w naszej pamięci. To właśnie tego dnia po raz ostatni widzieliśmy naszych rówieśników z Ukrainy.
            Po śniadaniu obcokrajowcy zaczęli zbierać się w moim pokoju. Każdy z nas miał łzy w oczach. Starałam się rozweselić wszystkich, śpiewałam piosenki, tańczyłam, powtarzałam im, że jeszcze to jeszcze nie koniec naszej przyjaźni. Kiedy chłopcy zaczęli znosić walizki zapadła straszna cisza. Piętnaście minut przed przyjazdem autokaru staliśmy wszyscy w kole, a nasze miny były takie jakby skazano nas na śmierć. Chwilę przed dziesiątą pani Kasia ( opiekunka ze Lwowa) powiedziała, że autokar już jedzie. Jedyne co pamiętam to serdeczne uściski, moje słowa otuchy dla kolegów, pocałunki i łzy. Gorzkie łzy. Trzymałam się bardzo mocno. Dopiero w busie łzy ciekły mi po policzku, gdy wolno oddalaliśmy się spod hotelu, a nasi koledzy zostali tam sami, zupełnie sami.    Już nikt z nas nie powie im dzisiaj „hej”, nie przytuli.....  Nikt z nas nie poprosi ich, żeby powiedzieli jak zamówić jedzenie w Macdonaldzie. Nikt z nas nie usiądzie z nimi przy obiedzie, nikt nie pośmieje się z obrazu konia, nikt nie zaśpiewa z nimi na ulicy.
            Nie tracimy jednak nadziei, bo wierzymy, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Powspominamy wtedy jak było wspaniale.
            W drodze do Przemyśla wszyscy spali lub słuchali muzyki. Nikt nie śpiewał, nikt się nie śmiał. Kiedy wsiedliśmy do pociągu koledzy z Lwowa wysyłali pozdrowienia i całusy, życzyli nam szczęśliwej podróży, chociaż wiedzieli, że jesteśmy przepełnieni smutkiem. Wszyscy szybko zasnęli z wyjątkiem mojego przedziału. Siedzieliśmy i myśleliśmy o tym, że wracamy do naszych domów, do naszych bliskich, ale nikt z nas nie mógł sobie uświadmoić, iż pewna droga właśnie została zasypana przez lawine i nie możemy nią dalej iśc.

            TO KONIEC TEJ PRZYGODY, ALE POCZĄTEK NOWEJ, KTÓRĄ SAMI NAPISZEMY. Już w poniedziałek udamy się na spotkanie z całkiem innymi uczniami z Ukrainy i opowiemy im o naszym projekcie! Działamy dalej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz